
Przez cały okres edukacji, począwszy od przedszkola aż po studia doktoranckie (i zapewne w dalszej edukacji również – tutaj tylko możemy się domyślać) serwuje się nam jako oczywistość, że im więcej pamiętamy, tym lepiej. Przecież dobre oceny nadawane są właśnie tym, którzy w czasie sprawdzianu, kolokwium, odpytywania czy obrony pracy odtworzą jak najwięcej wcześniej zapamiętanych faktów na dany temat. To uwielbienie dla zasobnej pamięci wzmacniane jest przez media. Osoby z naszego pokolenia pamiętają kultowe teleturnieje Wielka Gra czy Jeden z Dziesięciu. Już od dawna nie oglądamy telewizji, więc nie przytoczymy żadnego aktualnego przykładu, ale na pewno jest tam nadal jakiś teleturniej, w którym nagradzana jest dobra pamięć.
Co więcej, promuje się nie tylko wypełnione magazyny pamięci, ale również proces ich zapełniania. Te wszystkie inicjatywy zachęcające do czytania książek – czy naprawdę potrzebuję przeczytać określoną liczbę woluminów rocznie, tylko po to, by nie wyszło, że za mało czytam? A może wystarczą dwie książki w roku, ale takie, które naprawdę pozwolą mi rozwinąć się w kierunku, który wskazuje mi Serce? Żeby było jasne, nie potępiamy czytania książek – wartościowe lektury to prawdziwa przyjemność. Wzywamy do refleksji nad tym, czy naprawdę potrzebuję wkładać sobie do głowy zbędne fakty, emocje i przeżycia wyimaginowanych postaci tylko po to, by wykonać jakiś liczbowy plan i być uznanym za osobę bardziej oczytaną od przeciętnego Polaka? Kim w ogóle jest przeciętny Polak to inna sprawa, bo nie ma przecież ludzi przeciętnych – to tylko twór statystyczny, ale to już temat na inny esej. A wracając do zapełniania magazynów, popatrzmy na sławetne krzyżówki – tam dopiero potrzebna jest pamięć. Słyszymy osoby, które wierzą, że dzięki krzyżówkom zachowają młodość umysłu – ale czy na pewno? Czy przeładowany mózg będzie miał przestrzeń do regeneracji? I czego tak naprawdę potrzebuje mózg w miarę upływu lat: nagromadzenia jak największej liczby informacji, słów i zdarzeń, czy plastyczności?
POSŁUCHAJ O PRAKTYCE ZAPOMINANIA TUTAJ:
Ostatnio pisaliśmy o Żołądku, że trawi on nie tylko pokarmy fizyczne, ale również wszystkie informacje, które przyjmujemy. Każdy z nas choć raz w życiu się przejadł – przypomnijmy sobie to odczucie, czy było przyjemne? Ten zastój, brak przepływu i brak miejsca – ba, brak chęci – na przyjęcie czegoś nowego. To właśnie dzieje się na poziomie energetycznym, gdy doprowadzimy do nadmiaru na poziomie umysłu. Element Ziemi, czyli Żołądek i Śledziona-Trzustka, obciążany jest nie tylko mieleniem w głowie faktów i myśli, ale również nagromadzeniem związanych z nimi emocji, czyli rozpamiętywaniem urazów, krzywd, niesprawiedliwości, ale również tych „pozytywnych” przeżyć, jak euforyczna radość czy wzruszenia.
Wszystko, co gromadzimy wymaga nakładu naszej energii. Wszelkie informacje, fakty, emocje, które trzymamy w sobie pochłaniają nasze siły życiowe. Widzimy to często w klinice, gdy pacjent skarży się na uczucie wyczerpania, a pulsy pokazują, że zasoby energii są w porządku, ale jednocześnie któryś z organów, lub kilka z nich, obciążony jest emocjami. To znaczy energia jest, ale pacjent nie ma jej do dyspozycji w codziennym życiu, ponieważ kierowana jest ona na utrzymanie owych nagromadzonych zasobów. Może czas zrobić porządki, zwolnić trochę przestrzeni? Przenieść uwagę z mózgu na Serce, przejść z Pałacu Wiedzy do Pałacu Mądrości?
Jeśli przemawia to do Ciebie, możesz zacząć odpuszczanie tego, co zbędne i obciążające poprzez praktykę zapominania. „Siedzę i zapominam”, czyli Zuowang to klasyczna daoistyczna medytacja, posiadająca wiele form. Najprostsza to odpuszczanie z wydechem. Nie potrzeba tu żadnego przygotowania teoretycznego, czy doświadczenia w pracy z głębokimi poziomami świadomości. Każdy z nas umie oddychać, więc każdy z nas doskonale wykona tę medytację. Wystarczy po prostu znaleźć trochę czasu dla siebie, wystarczy kilka minut, i skoncentrować się na oddechu. Dla wzmocnienia intencji można wydłużyć wydech, tak by dać organizmowi sygnał: teraz koncentruję się na odpuszczaniu, nie na przyjmowaniu. Tak więc oddycham i pozwalam swojej uwadze koncentrować się na sobie, przenosząc ją ze świata zewnętrznego na to, co dzieje się w moim własnym wnętrzu. I wtedy zadaję sobie pytanie: co chciałabym, chciałbym, odpuścić, wyrzucić z siebie. Czekam na odpowiedź, ona przyjdzie natychmiast, trzeba tylko pozwolić sobie ją usłyszeć: będzie to jakaś emocjonalna rozmowa, artykuł z gazety czy bloga, spotkanie, może coś widzianego w drodze do pracy, jakieś nieprzyjemne słowa, które zapadły mi w pamięć, może sen lub powracające wspomnienie sprzed lat. Cokolwiek przyjdzie, pozwalam temu opuścić mój organizm z wydechem. Czasami wystarczy jeden wydech, czasami potrzebne jest dwadzieścia. W pewnym momencie poczuję – albo mogę sobie wyobrazić – że jestem od tego wolna, wolny. I wtedy znowu pytam siebie: co jeszcze jest we mnie do odpuszczenia i powtarzam rytuał z wydechem. Taka medytacja to trening, więc ważna jest w niej regularność – uczę swój organizm, że może odpuszczać, nie musi trzymać i upychać w środku, że może zwolnić przestrzeń. Im bardziej przyzwyczaję siebie do tego, że jest czas na odpuszczanie, tym łatwiej będzie mi ono przychodziło.
Według Daoistów pustka otwiera nieskończone możliwości: wszystko może wydarzyć się tylko w pustce, w niezajętej przestrzeni – bo jeśli ta przestrzeń jest zajęta, to nie ma już miejsca na nic nowego. Jeśli więc chcesz zaprosić nowe możliwości do swojego życia, stwórz dla nich pustkę – wyrzucając obciążenia z przeszłości w codziennej praktyce zapominania.
PS Pewnego dnia zamieścimy tu nasze nagranie medytacji prowadzonej „Siedzę i zapominam”, więc obserwujcie tę przestrzeń!